Biwakowanie w Bieszczadach: kąpiel
Zdjęcie pochodzi z: www.twojebieszczady.pl |
Strumień wody z prysznica uderza w pierś, lecz jest gorzej niż przed chwilą. Rzucam go na stopy, zmieniam ustawienie temperatury. O tak, cała w zimną. I tak jak w Bieszczadach, kiedy wchodziłem do rzeki przeszywa mnie ożywczy dreszcz. I dalej na kolona, tyłek, klatę i kark. I cały jestem szczęśliwy.
Trochę chce mi się z siebie śmiać. Roztkliwiam się nad tymi Bieszczadami. A przecież gówno prawda, że góry zmieniają i Bieszczady nie są tu wyjątkiem. To raczej warunki pola namiotowego, które przypomina obóz dla uchodźców oraz prosty cykl dobowy, który owe warunki wymuszają. Dzięki temu wszystko zwalnia, a czas puchnie. Nie wiesz co się dzieje na świecie, zanucona rankiem piosenka snuje się po głowie przez cały dzień, wiesz, że trzeba zorganizować drzewo na ognisko, trzeba przygotować szczapki na rozpałkę, trzeba się umyć zanim zajdzie słońce. Najlepiej w rzece, bo mądrala próbował ucywilizować prysznic – wybudował domek, który opanował grzyb. Zresztą woda tak samo zimna, wolisz dostać lodowatą cegłą w łeb, czy też powoli oswajać go od stóp? Dla facetów wybór prosty, dziewczęta wolą zagrzybioną chatkę.
Siedząc dziś w wannie moczyłem dupę w lodowatej wodzie. Gdyby nie biwak w Bieszczadach nigdy bym się na to nie odważył. Po prostu się przyzwyczaiłem. Ten dreszcz, który za pierwszym razem jest uderzająco nieprzyjemny, za trzecim sprawia niemałą rozkosz. Tętno przyspiesza, oddech staje się głębszy i jakby na przekór wszelkim prawom zachowania energii, masz jej po chwili więcej.
Komentarze
A robić ni ma komu - jak mawia klasyk!