Uderzony Bieszczadem

Tarnica
żródło: GEA
Nie powiem, żebym doświadczył jakiegoś mistycznego objawienia, lecz wróciwszy z urlopu w Bieszczadach postanowiłem uporządkować kilka spraw. Po pierwsze zmienił się mój stosunek do technicznych wynalazków – np. mediów. Kilka lat temu z powodzeniem obywałem się bez telewizora, jednak po przeprowadzce, okazało się że przybytek ten wchodzi w skład wyposażenia nowego mieszkania. Usunąć się go nie dało. Wrósł w moje życie na powrót.

Wracając z Bieszczad słuchałem radiowej Trójki. Wcześniej przez ponad tydzień pozbawiony byłem wszelkich wiadomości, więc nie wiedziałem o tej całej niesmacznej, żałosnej hecy z krzyżem. Tu obrońcy – słyszę, tam zaś przeciwnicy. Postanowiłem wykorzystać okres przymusowej abstynencji medialnej i pociągnąć ją dalej, rozszerzyć jej zasięg. Po powrocie porozumiałem się z drugą połową w tej sprawie – doszliśmy do zgody. Z satysfakcją donoszę, że poza jednym niewinnym epizodem z telewizją czeską nie załączałem telewizora od 14 dni. Doświadczenie jest doprawdy krzepiące. Mam więcej czasu wieczorami i jak kiedyś z uwagą słucham radia, zaczytuję się w Polityce. Czytam i słucham o krzyżu, lecz go nie oglądam. Ten krzyż mnie nie dotyczy, ten krzyż mnie nie dotyka, nie muszę dźwigać tego krzyża – ależ ulga.

Komentarze

Staszek Krawczyk pisze…
Brawa dla radia i rezygnacji z telewizora!

Też mam takie doświadczenie (jeśli dobrze zrozumiałem Twój wpis), że po powrocie do cywilizacji z dłuższego wyjazdu czuję pewną niechęć, gdy z zewsząd zalewają mnie setki bodźców medialnych.
Neurocide pisze…
Dobrze rozumiesz. Jak się człowiek napatrzy na przyrodę, jak mu świat nagle zwalnia, to nie bardzo jest ochota na powrót do tej dziczy medialnej, do tych przekazów konstruowanych tak, aby działały na emocje. I po prostu nie chce się widzieć, ani tym bardziej słuchać redaktora Piotra "Tabloida" Kraśko.

Popularne posty